Czasem tak to już jest, że Detalli zachce się nowego
konia. Wszyscy będą błagać, krzyczeć, kląć, wyzywać, ale ja będę
nieprzebłagalna. W końcu musi nadejść ten dzień, w którym wyciąga się wszystkie
zgromadzone księgi hodowlane, otwiera się strony internetowe z bazami i szuka.
Szuka długo iż uporem by znaleźć idealną matką. Wiedziałam jakiego chciałam
konia, wyjątkowego, nietuzinkowego, chodzącego WKKW, ale w niesamowity sposób.
By koń chodził zgrabniej od innych, latał wyżej od innych, by był najlepszy z
możliwych. Ojca już miałam wybranego – mój idealny *Pardon Me, mistrz torów
crossowych, podbijacz parkurów i czworoboków. Piękny kasztan był niesamowicie
zdolny i miał fantastyczny rodowód. Niesamowite geny ujeżdżeniowe płynące od
samego *Norway’a CS i prawdziwą smykałkę do crossu, odziedziczoną od *Hellfire.
Z takimi genami jak i samym skumulowaniem ich w Pardonie, to się po prostu
musiało udać. Gdybyśmy tylko mieli idealną matkę. Nie chciałam żadnej ze
znanych nam stajni, geny w Winter Mist już za bardzo się powtarzały a rodowody
naszych koni dudniły od wielkich gwiazd. Chcieliśmy czegoś nowego. Wtem,
zupełnym przypadkiem, znalazłam stadninę, w Australii, która oferowała
wyźrebienie swoimi klaczami. W oko od razu wpadła mi przepiękna, srokata Just
Joking. Szybko przyjrzałam się jej i jej rodowodowi. Klacz chodziła konkursy
grand prix w skokach. Była niesamowita, to co robiła na parkurze, to jak go
przejeżdżała, aż mi serce mocniej biło gdy to oglądałam. Niestety, po poważnej
kontuzji prawej nogi nie mogła kontynuować kariery i stała się klaczą
rozpłodową. Dała dwa źrebaki. Jusy In Case rozwijał swoją karierę skokową,
chodził je na poziomie CC, powoli zmierzając w stronę CC1 i CS. Niesamowity
karo-srokaty ogier. Drugie jej dziecko to klacz Joking n’Lought. Także
rozwijała swą skokową karierę, znajdując się aktualnie na poziomie C. Ojciec
Killing Joke – Joke for Joke, tak jak ona startował w konkursach grand prix, a
matka Just Kidding chodziła skoki na poziomie C. Karierę przerwało jej
nieplanowane pokrycie, po którym klacz już na dobre trafiła do hodowli. Z takim
rodowodem i możliwościami Just Joking wydawała się idealna. Pojechałam więc do
stajni, podpisałam niezbędne dokumenty, a dwa tygodnie później, pod czujnym
okiem weterynarza, doszło do zapłodnienia klaczy.
Szóstego grudnia, w Mikołajki, zadzwonili do mnie, bym
jak najszybciej przyjeżdżała, bo klacz rodzi. Stadnina nie była daleko,
dojechałam więc bardzo szybko, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że
prowadziłam jak wariatka. Just Joking była bardzo spokojna, doświadczona matka
nie miała problemu przy porodzie, a na świat przyszła zdrowa, srokata klacz.
Była silna, starała się z całych sił wstać od razu, gdy rozgryzła do czego
służą jej te cztery patyki. I była także zawzięta, za każdym razem gdy się
wywróciła, wstawała od razu, za każdym razem silniejsza. Może nie wyglądała na
największą i najlepiej prosperującą, przyszłosciową gwiazdę, ale miała ten
zapał i wolę walki. Widziałam to w jej oczach i każdym ruchu. Była idealna.
Wymyślenie odpowiedniego imienia było bardzo ważne.
Zawsze przykładałam wagę do nadawanych imion, a już szczególnie gdy chodziło o
dzieci Pardona, które po prostu musiały być idealne w każdym calu. Moje
nowiutkie słoneczko miało być w przyszłości prawdziwą maszyną do wygrywania
złotych pucharów, miała wręcz zabijać konkurencję swoimi umiejętnościami. A
akurat wtedy czytałam po raz enty w swym życiu komiks Killing Joke.
Przypomniałam sobie okładkę, ten tytuł. Od razu przypomniało mi się także, że
to komiks kultowy. Tak kultowy jak miała być kiedyś moja klacz, zapadał w pamięć,
wywierał wpływ, był fantastyczny i zabójczy. Tak oto i przepiękna srokatka
dostała imię Killing Joke.
Nie spodziewaliśmy się żadnych problemów z nią
związanych. Świetna matka przy odpowiedniej diecie, by przekazywać jak
najwięcej składników odżywczych córce, wyśmienite geny, stała kontrola
weterynaryjna i dużo miłości. Co mogło pójść nie tak? Właśnie ta świetna matka…
była trochę zbyt świetna. Just Joking to, jak się okazało, wyjątkowo troskliwa
klacz, która nie pozwoli, by ktokolwiek zrobił krzywdę jej nakrapianemu
maleństwu. Zbliżenie się do klaczki było praktycznie nie możliwe, bo ryzykant
od razu mógł się spotkać z zębami matki. Ciekawie było też, gdy chciało się je
wyprowadzić na padok, Joking sprawiała wiele problemów przy zakładaniu ogłowia
i wyprowadzaniu, bo myślała, że chcą skrzywdzić jej dziecko, że chcą je jej
odebrać. A młodziutka Killing to wszystko obserwowała i się uczyła. Owszem, gdy
udało się ją jakoś rozdzielić z matką, na wizytę weterynarza, lub
przyzwyczajanie do sprzętu do czyszczenia, potrafiła być bardzo kochana i miła,
jednak przy Joking stawała się odpychającą, małą potworą.
Klacz rosła jak na drożdżach, pięknie się rozwijała,
jej mięśnie się wyrabiały, źrebakowaty wygląd powoli znikał a my mogliśmy
zabrać ją do Winter Mist. Killing swoim wyglądem od razu podbiła serca
pracowników, którzy już jakoś mniej przeciwstawiali się braniu tego cudeńka. Za
późna, klacz już była moja i tylko moja. Co zresztą sama bardzo często
pokazywała. Jako że przyzwyczaiła się do mojej obecności, darzyła mnie wielką
sympatią i zaufaniem, mogłam ją głaskać, przytulać, czyścić, no robić wszystko.
A ona sama chciała pieszczot i wyciągała w moją stronę ten swój pyszczalek.
Jednak gdy ktokolwiek inny spróbował się zbliżyć, zmieniała się nie do
poznania. Potrafiła nawet stanąć dęba, byle tylko ten ktoś sobie poszedł.
Utrwaliło jej się zachowanie matki. Jej zachowanie doprowadziło do tego, że
pracownicy ciągnęli słomkę, kogo akurat kolej na wyprowadzanie czy czyszczenie
klaczy, gdy ja byłam na zawodach bądź przedłużających się treningach. No i
dawała im łatwego zadania.
Zajeżdżenie jej nie było trudne, spodziewałam się
dużych sprzeciwów, bryknięć, dzikich buntów i w ogóle wszystkiego, ale klaczy,
na całe szczęście, nie takie rzeczy siedziały w głowie. Wystarczył spokój i
trochę cierpliwości, by klacz przyjęła ogłowie, siodło a w końcu jeźdźca.
Równie dobrze radziła sobie z nauką rozpoznawania sygnałów do trzech chodów
podstawowych, chciała się pode mną uczyć, chodziła chętnie i próbowała, ucząc
się rozczytywać wszystkie potrzebne pomoce. Jednak najbardziej pokochała skoki
korytarzu, można powiedzieć, że tak latała, że aż nie wyrabiałam się z
liczeniem na jakiej wysokości są akurat drągi, była niesamowita i rosła z niej
niesamowita, sportowa klacz z ogromnym zapałem i sercem do tego co robi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz