Ogólnie: Dla Orti'ego takie coś jak trening mogłoby w ogóle nie istnieć, naprawdę. To nie jest mu do życia potrzebne, przynajmniej on tak twierdzi. Nie przepada wstawania z boksu, siodłania i ciągnięcia go na maneż. Jeżeli od samego początku nie zbierze się go do kupy, prawdopodobnie zaśnie pod jeźdźcem.
Na Ego nie pozwalam jeździć byle komu. Przede wszystkim jeździec musi wiedzieć, czego chce od tego konia, bo niestety ale on zrobi wszystko, żeby tylko nie musieć trenować. Potrzebuje więc kogoś z silną ręką, kto rozbudzi w nim te chęci doskoczenia. Najlepiej jest dawać mu też nowe wyzwania, żeby się nie znudził, jak najwięcej nowości, ciekawie ustawionych przeszkód, różnych stylów w jakich się prowadzi trening. Jeżeli będzie czuł monotonię, to naprawdę nie ruszy.
Zachowanie: Chociaż Orti nie lubi treningów, nie będzie się na nich źle zachowywał. To zdecydowanie nie jest typ konia upartego, dominującego, który wystrzela ci tysiące baranków, tylko po to, żebyś zrozumiał, że jeździsz na królu. O nie. Ale jednak należy pamiętać, że tak oddany wszystkiemu też nie będzie. Z wielką chęcią od samego początku sprawdza jeźdźca. Nie w zakresie baranków, ale tempa. Będzie cały czas zwalniał tempo, stawał, chodził koliście, zakręcał do środka, zatrzymywał się z brakiem motywacji do ruszenia dalej. No tragedia. Lecz jeżeli tylko od samego początku pokaże mu się, że nie ma tak lekko i będzie się mu utrzymywać w miarę żwawe tempo, to nie powinien się zatrzymywać. Ma też paskudną manierę machania głową, próbujemy z tym walczyć, ale on zaciekle wyrywa nam wodze, bo tak.
Rozgrzewka: Ego to koń, którego bardzo ciężko ruszyć. Żeby się rozchodził i mógł iść jakoś żwawiej, potrzebuje naprawdę dużo czasu. Czasem do jego zapalanie zaczyna się po dziesięciu minutach, a przejście na trochę bardziej sprzyjający - dwudziestu. Rozgrzewki z nim są katorgą nie tylko dla niego samego, ale i jeźdźców. To wielkie cielsko nie chce kompletnie się ruszać i trzeba mu poświęcać dwa razy więcej czasu na rozgrzewkę, niż innym koniom.
Inne konie a Ego: Ten koń to najgorsza możliwa opcja na pozycji prowadzącego. Jego miejsce jest na samym końcu zastępu, albo najlepiej na osobnym kole w środku, gdzie może działać swoim leniwym tempem. Nie przepada też naruszania jego przestrzeni osobistej. Więc o ile żaden koń nagle nie stwierdzi, że zabawnie byłoby Orti'emu wjechać w zad, będzie dobrze. Choć z drugiej strony nie lubi być zupełnie osamotniony. Gdy przez jego wolne tempo zastęp będzie po przeciwnej stronie ujeżdżalni, on najprawdopodobniej wlezie do środka, żeby gonić swoich kumpli. Dlatego trzeba go mocno trzymać, skupionego na trasie i nie pozwolić mu się rozglądać.
Trening skokowy: Z Ego jest bardzo śmieszna sytuacja. On kocha skakać i na zawody mógłby jeździć cały czas. Problem w tym, że nienawidzi trenować i takie skoki z nim bywają tragicznie trudne. Staramy się mu zawsze dawać ciekawe ustawienia przeszkód, a i dbamy o sam ich wygląd, ale on zazwyczaj nie docenia naszej pracy. Jeżeli ma już cały tor pokonać, to trzeba go trzymać niesamowicie mocno. Gdy tylko zobaczy konia wesoło stojącego i czekającego na swoją kolej, najprawdopodobniej zada ci pytanie "czemu ja tak nie mogę?" w sposób najmniej subtelny z możliwych. Wyrwie się z toru przeszkód. Nie ważne, że za jeden takt powinien już się wybijać, zjedzie ci z trasy tak szybko, że nie zauważysz. Dlatego wodze jak najkrócej, ale też żeby nie było mu niewygodnie, bo w ogóle splajtuje, pilnowanie go łydką, ale nie za mocno, bo jak się do niej przyzwyczai, to nie będzie na nią reagował, i jedziemy. Przynajmniej staramy się. Kiedy koń już wpadnie w rytm to nie jest tak źle, no ale cóż, nie chce mu się jeżeli to tylko trening.
Lonża: Nie, nie i jeszcze raz nie. Orti to najmniej odpowiedni koń na lonżę. Przecież to jeszcze większa nuda niż trening, na którym i tak ledwo udaje mu się utrzymywać kontakt ze światem. On nienawidzi chodzić na lonży. Jeżeli już nawet zgodzi się ruszyć czymś szybszym od "stój", to będzie to robił tak powoli,z taką niechęcią, że można samemu zdechnąć patrząc na niego. No i zacznie wchodzić nagminnie do środka. Nie da się z nim na lonży pracować.
Teren: Jest jednocześnie najlepszym i najgorszym koniem do pracy w terenie. Z jednej strony w tym terenie trochę ożywa, a więc idzie bardzo przyjemnym, rytmicznym krokiem, który w dodatku tak łatwo jest wysiedzieć. o magia jak on cudownie chodzi w tym terenie. Ale z drugiej strony jego odwaga co do wyzwań i przygód zaczyna się i kończy na terenie stajni i/lub maneżu. Jeżeli wyjedzie poza, zaczyna nagle widzieć wszędzie jakieś teorie spiskowe, jakieś matrixy, reptilianów i jeden brokat wie tylko co jeszcze. Najmniejszy zajączek jest dla niego jak strażnik tej kniei i nie wolno dalej jechać. Trzeba uciekać, w podskokach na dwa metry, z panicznym rżeniem. Najlepiej jeszcze zrzucając jeźdźca, bo bez balastu szybciej można uciec. Dlatego też nie nadaje się ani trochę na konia prowadzącego. Z tyłu też nie może iść bo tylko będzie się cały czas oglądać, czy ktoś przypadkiem za nim nie idzie. A jak zobaczy swój cień za nim to już w ogóle tragedia. Najlepiej więc czuje się w środku, a ze względu na jego ożywione tempo, może jechać w środku. A już w ogóle jest w raju, gdy obok niego jedzie Flora de Mariposa, no albo przed nim na upartego. Wtedy świat staje się puszysto różowym miejscem, a on nagle zyskuje odwagę do przemierzania piankowych równin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz