Ogólnie: To bardzo ambitny ogier, który wymaga wiele nie tylko od siebie, ale także i od ludzi. Jest niesamowicie bystry, szybko myśli i reaguje. Przez to ostatnie potrafi być czasem trochę nadpobudliwy. Nie należy on do koni prostych i trzeba się trochę wysilić, żeby zdobyć jego zaufanie, lojalność, czy chociaż zgodę na przebywanie w jednym boskie. Ale warto się o to postarać, bo tak wyjątkowych, mądrych i ambitnych koni nie spotyka się często.
Wobec załogi: Zdecydowanie nie należy do najmilszych koni w naszej stajni. Nie mówię od razu, że jest wredny czy złośliwy. Jednak do naszych mistrzów zła trochę mu brakuje. Ale trzeba pamiętać, że ten koń nie ma w sobie dużo z towarzyskości. Nie przepada za tłumami, więc jak się jakaś pielgrzymka pracowników zbierze przy jego boksie, lub kilku ludzi spróbuje coś przy im na raz robić, on się zdenerwuje. Woli samotność, spokój i ciszę, naprawdę nie lubi gdy jakiś dwunożny mu przeszkadza. Jeżeli kogoś naprawdę mocno lubi, jego towarzystwo mu nie przeszkadza, ba, przyjmie nawet pieszczoty z wielką chęcią. Niestety takich osób jest mało, a próba kontaktu przez innych zazwyczaj kończy się kładzeniem uszu i odwracaniem się zadem. Przy nowych pracownikach, którzy dopiero zaczynają swoją pracę w Winter Mist bardzo się spina, wkurza i z całego serca ich nie cierpi.
Wobec obcych: O ile do znanej mu załogi podchodzi bez agresji, a jedynie z dozą dystansu, tak sytuacja zmienia się, gdy mówimy o nowych, nieznanych mu ludziach. Na jego boksie wisi karteczka, żeby nie głaskać konia. Oczywiście nie każdy potrafi czytać ze zrozumieniem. Bo ktoś sobie zobaczy, jak taki Mati siedzi w boksie Parabellum i go mizia za uchem, później zobaczy napis i stwierdzi, że to jakaś głupota. Tak, mieliśmy parę takich sytuacji i za każdym razem ktoś się dziwił, że koń próbował go ugryźć.
Wobec koni ze stajni: Chyba wystarczy powiedzieć, że ma swój osobny padok i z nim to nawet nie próbujemy Jally’ego wpuszczać, a przecież ten kasztan jest lekiem na wszystkie zdenerwowane konie! Parabellum jest bardzo dominujący wobec koni i niebezpiecznym jest umieszczanie go z innymi. Na treningu, pod dobrym jeźdźcem nie będzie odstawiał cyrków nawet w dużej grupie koni, jednak gdy jest z nimi sam na sam, może być różnie. Unikamy ryzyka i jak na razie, co najwyżej, dajemy jakiegoś przyjacielskiego konika na padok graniczący z jego, jednak i wtedy nie ma w tym srokaczu cienia sympatii.
Wobec obcych koni: Unikamy samotnych zapoznań Parabellum z innymi końmi. O ile przechodząc koło nieznajomych rumaków, ale mając przy sobie silnego, dominującego człowieka, co najwyżej położy uszy, tak na padoku byłby w stanie rzucić się na nowego „znajomego” .Koń nie lubi nowych koni i na wszystkich zawodach, gdy tylko przechodzi obok nieznajomego kopytnego, trzeba go mocno trzymać.
W czasie karmienia: Nie reaguje jakimś wielkim podnieceniem, czy atakami na Bogu ducha winny boks, gdy tylko przychodzi pora karmienia. Nie da się mu nic pod tym względem zarzucić. Koń stoi grzecznie i czeka na swoją kolej, raz po raz wychylając głowę i sprawdzając, gdzie aktualnie jest stajenny. Gorzej jak się już mu daje to jedzenie, trzeba to zrobić szybko, bo koń nie lubi gdy się za bardzo podchodzi do jego przestrzeni i potrafi odegnać stajennego, nawet gdy ten nie wszystko wyłożył. I już nie pozwoli podejść. Biedni pracownicy zawsze muszą się spieszyć z wykładaniem mu jedzenia.
W boksie: Z wchodzeniem do jego boksu zawsze jest problem i zazwyczaj kończy się to wołaniem kogoś zaprzyjaźnionego ze srokatkiem. Nawet jeżeli chcesz wejść, by tylko zapiąć go na kantar i zaprowadzić na pastwisko. No nie pozwoli, odwróci się tyłem, położy uszy, będzie ostrzegawczo tupał i pokazywał jak bardzo nie powinno się do niego wchodzić. Jednak gdy tylko wkroczysz do jego boksu z pewnością, będąc przekonanym, że „o nie, nie, nie kolego. Tak się nie bawimy”, koń raczej szybko się ogarnie, choć co jakiś czas nadal będzie pokazywał, jak bardzo mu się to nie podoba. Swoich ulubieńców wpuszcza bez problemów i chętnie poddaje się czy to pielęgnacji, czy przytulaniu.
W trakcie czyszczenia: Największy problem z jego czyszczeniem polega na tym, że nie zawsze pod ręką jest ktoś, kogo ten srokacz lubi, bądź szanuje. Innym osobom, niż tym przed chwilą wymienionym, nie pozwoli się czyścić w boksie. Oczywiście, że można próbować, ćwiczyć z nim cierpliwość i akceptacje tej a nie innej kolei losu, ale czasem po prostu nie ma na to czasu. W takich wypadkach trzeba go wziąć na kantar, wyprowadzić poza stajnie i tak czyścić. Koń nadal będzie kładł uszy, tupał nogami i siłował się o kopyta, ale już nie spróbuje przygnieść cię do ściany, no i będzie o wiele spokojniejszy, że nie naruszasz jego terenu. Trzeba jednak pamiętać, że podczas nawet i takiego czyszczenia, będzie próbował dowieść swojej dominacji, więc trzeba go temperować. Na myjce się nie boi. Jakoś specjalnie za nią nie przepada i potrafi podreptać nogami, przy pierwszym kontakcie z wodą, ale później będzie już tylko stał i czekał aż się skończy.
U kowala/weterynarza: Kowale, weterynarze czy dentyści nie cierpią tego konia. No i cóż się im dziwić, potrafi się dać obcym ludziom we znaki. Podczas wizyty kowala jest tragicznie wręcz nieznośny i niebezpieczny. Musi z nim stać kilka osób dla asekuracji i ogarniania tego dzikusa. Zanim dentysta poda mu głupiego Jasia, czeka nas zabawa w „nie pokonasz mnie”. Już o weterynarzu i jego badaniach nie wspominając. I ten moment gdy musi mu wsadzić rękę do pyska…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz