Zanim jeszcze zaczęłam przygodę z własną stajnią, na jednych z zawodów poznałam pewną dziewczynę. Emily była niesamowitym jeźdźcem, z ogromnym potencjałem i możliwościami. Jakoś tak się stało, że się zakolegowałyśmy. Rozmawiałyśmy ze sobą i doradzałyśmy sobie w wielu sprawach, w tym tych końskich. Aż kilka lat temu Emily napisała do mnie, że ma największe skarby świata. Oczywiście, że musiałam przyjechać i je zobaczyć. Nie mogłam się tego doczekać! Jak widać dziewczyna też nie, bo gdy tylko taksówka podjechała do stajni, ona już stała na parkingu trzymając dwa trzylatki. Jeden z nich był kary, bardzo mocno zbudowany i wydawał się dość ociężały. Druga za to była klaczą, kasztanowatą, smukłą, niezwykle energiczną. Obydwa rumaki zachwyciły mnie niesamowicie. Jak się okazało kary to Ego van Orti a kasztanka Flora de Mariposa.
Konie były zajeżdżone i gotowe do treningu, a ja, gdy tylko mogłam, pomagałam w tym. Uwielbiałam jeździć na obydwu z nich, chociaż trzeba przyznać, że o wiele bardziej wolałam Florę. Kasztanka ruszała się niesamowicie, była taka żywiołowa, skoczna i energiczna. Orti przy niej wypadał bardzo kiepsko. Choć miał budowę, którą mógł wykorzystać na swoją korzyść, on był ociężałym ogierem. I tu właśnie zaczyna się jego historia.
Emily chciała trenować oba konie, wierzyła w nie, jednak miała coraz większe obawy względem Ego. Koń, chociaż dobrze radził sobie z przeszkodami, naprawdę nie chciał tego robić. Chociaż to nie tyle nie chciał, co nie chciało mu się pracować. O wiele bardziej wolał wylegiwać się w boksie. Koń-kot. Dziewczyna więc, po wielu próbach przekonania go do pracy, poddała się i o wiele mocniej trenowała z Florą. Oczywiście, brała Orti'ego codziennie na maneż i pracowała z nim, ale na przeszkodach nie wymagających, czasem w ogóle z nim nie skacząc. Co zrobić skoro koniowi się nie chciało? Mariposa rozwijała się niesamowicie, nawet nie wiedziałam, w którym momencie weszła na tak wysoki poziom, skakała jak szalona, wybijając się tak wysoko, że nie wiedziałam, że to jest możliwe. Orti za to trzymał się wtedy miedzy klasą P a N i dobrze mu było na jego miejscu. Powolne przejazdy i skoki oddawane z nudów nie zachęcały jednak jego właścicielki do trenowania z nim. Mimo to ona nadal uparcie twierdziła, że ten koń będzie skakał, że on potrafi i ba! Może to nawet pokochać!
A ja nie podcinałam im skrzydeł.
Jednak Emily nie potrafiła nic z nim zrobić. Chyba nie była przygotowana na aż tak wielki opór ze strony ogiera. To też zwróciła się o pomoc do profesjonalnego trenera. Wywiozła Orti'ego do stajni za granicą, gdzie trenował z odpowiednimi na to stanowisko ludźmi i odwiedzała go raz na miesiąc. Ego źle przyjął przeprowadzkę i dłuższą chwilę zajęła mu aklimatyzacja, ale później było już tylko lepiej. Okazało się bowiem, że Emily nie pomyliła się co do niego. Miał talent, i to wielki.
Zmiana diety dobrze wpłynęła na ogiera. Także częstsze ale krótsze treningi, które miały mu dodać energii, a nie odebrać mu siły. Trenerzy wypruwali sobie przy nim wszystko, co jeszcze zostało im pod ręką, ale ich trudy i starania nie poszły na marne. Po dość opornym i trudnym początku, koń zyskał dużo zapału do tej dyscypliny. Choć na treningach nadal był dość ślamazarny, na zawodach jego podejście szybko się zmieniło. Z niechęci przeszedł do miłości i zaczął gonić swoją kasztanowatą przyjaciółkę.
Emily mogła więc startować na dwóch swoich gwiazdeczkach. Odnosiło z nimi wielkie sukcesy od klasy C aż po konkursy Grand Prix. Lepszych koni nie mogła sobie wymarzyć. Niestety zdarzył się wypadek. Na jednych z zawodów Emily doznała bardzo poważnej kontuzji. Złamała nogę, pękły jej dwa żebra i skręciła rękę. Na czas jej powrotu do zdrowia to ja jeździłam Ego i Florę, jednak gdy dziewczyna wydobrzała - straciła zapał. Nie było w niej już dawnej Emily, która bez siodła i ogłowia mogłaby pójść na Grand Prix. Wizja skakania ją przerażała, a i ból od urazu co jakiś czas się odzywał. Nagle jej największa pasja stała się jej największym wrogiem.
Podjęła trudną decyzję. Postanowiła przenieść się na ujeżdżenie, zakupiła nawet dwie perełki. Jednak nie miała czego zrobić z Mariposą i Orti'm. W końcu to konie skokowe całą duszą i ciałem, nie mogła nagle ich przenieść na ujeżdżenie. Musiała je sprzedać, jeżeli nie chciała, żeby się marnowały. I tak zrobiła.
A ja je kupiłam.
Po przyjeździe Ego miał duży problem z aklimatyzacją. Pomagała mu Flora, ale to i tak było mało. Tęsknił za domem, za Emily. Musiałam przez pierwszy miesiąc podawać mu zioła na uspokojenie, lecz kiedy przebrnął przez ten najtrudniejszy moment, zaczął się zaprzyjaźniać z innymi pracownikami i końmi, a to nie było aż tak trudne. Choć kiedyś faworyzowałam Florę, teraz Ego pokochałam równie mocno, albo i nawet bardziej. Ten ogier zdobył serca nas wszystkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz